5 lat temu napisałam krótki tekst z okazji Dnia Kobiet. Pisałam w nim o tym jak ważne jest “siostrzeństwo”, dlaczego musimy być ze sobą solidarne. Pisałam o empatii, o potrzebie życzliwości wobec innych kobiet, o tym, że powinnyśmy trzymać się razem. Pisałam o tym, że nie godzi się dbać wyłącznie o własną dupę, bo ostatecznie jedziemy wszystkie na tym samym wózku i nigdy nie wiadomo kiedy to tobie akurat powinie się noga. Dzisiaj wiem już, że byłam w błędzie, a mój tekst to mrzonka.
W 2016 roku, czyli wtedy kiedy pisałam wyżej wspomniany felietonik, w Polsce formował się Ogólnopolski Strajk Kobiet. Rozmawiałyśmy wtedy o proteście w Islandii z 1975 roku, kiedy to niemal wszystkie kobiety naraz odeszły od biurek, walnęły rękawicami kuchennymi o blat i wyszły na ulice. Chodziło o zilustrowanie reszcie społeczeństwa co się stanie, jeżeli praca kobiet nie zacznie być w końcu traktowana poważnie i sprawiedliwie wynagradzana. Najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej, coraz goręcej, dyskutowałyśmy o przeprowadzeniu takiej samej inicjatywy na naszym podwórku. W końcu stało się - Czarny Protest, powódź parasolek na ulicach polskich miast, pospolite ruszenie. Przypomnę, że stawką były przede wszystkim nasze prawa reprodukcyjne - czyli de facto prawo do autonomii, podmiotowości i decydowania o swoim zdrowiu i życiu. Późno, bo późno, wszak to już 16 lat po sprawie Alicji Tysiąc, ale od momentu wygrania wyborów przez PiS w 2015 nagle zaczęło nam się palić pod tyłkiem.
Read More » Reposted from poliszurek